Na
początku chcę podziękować Nieznajomemu za komentarz. Jakiś czas temu pytałam co
to za ptak przylatuje do mojego karmnika. I rzeczywiście. Sprawdziłam i wydaje
się, że to chyba kwiczoł. Tak więc, zagadka chyba wyjaśniona.
Ale
co w Zaścianku słychać? Ano cóż, słoneczko przygrzało i wszystko kapie i
chlupie. Śniegu ubywa, a wody przybywa. Niby nic nowego i taka zwykła chyba
prawidłowość, tyle że, strasznie denerwująca. W domu trwa niekończący się
remont. To też żadna nowość, bo odkąd tu
zamieszkaliśmy to ciągle coś trzeba wymienić, wymalować, wytapetować,
wykafelkować, zabudować, wyburzyć itp., itd. I daleko, daleko jeszcze do końca.
Zwłaszcza, że większość tych czynności wykonuje mój mąż w tak zwanym wolnym
czasie. Na początku strasznie mnie to wkurzało, ale człowiek to takie
niesamowite stworzenie, że do wszystkiego się przyzwyczai. Tak więc, już mnie
to jakoś tak bardzo nie rusza, no chyba że akurat mam doła. Tak jak na przykład dwa dni temu. Chandra
mnie straszna tłukła i miejsca znaleźć sobie nie mogłam. Toteż pozwoliłam sobie
na małą wycieczkę do Krakowa. Cóż, nic tak dobrze na chandrę kobiecie nie robi
jak zakupy ciuchowe. No, to znaczy nie twierdzę, że każdej, ale mnie tak. No
wiec, żeby sobie humor poprawić wybrałam się do słynnych galerii, których
Kraków posiada do wyboru do koloru. Mnie najbliżej było do Bonarki. Lubię takie
wypady, bo na przecenach można czasem fajny ciuszek upolować. Na takie okazje
wybieram zawsze środek tygodnia. Nie ma tłoku i można wszystko spokojnie
przymierzyć. No i miejsca na parkingu dowoli. Spokojnie więc, parkuję i dalej
hajda po sklepach. Bez pośpiechu, pomalutku. Oglądam, wybieram, przymierzam i
wreszcie kupuję. Niektóre sklepy omijam wielkim kołem, a to z powodu chorych
cen. Nie dlatego, że nie mogę sobie pozwolić na takie rzeczy, bo może gdybym
się sprężyła to i środki by się znalazły, ale dla zasady. Bo i po co
przepłacać. Przedwczoraj, gdy tak przemierzałam galerię trafiłam do SiNSAY .
Polecam jeśli ktoś lubi sportowy styl. Fajne bluzeczki bawełniane w jeszcze
fajniejszych cenach. I nie tylko. Tak więc, humor sobie poprawiłam i zadowolona
do domu wróciłam. To było przedwczoraj wczoraj zaś zafundowałam sobie inne
atrakcje. A mianowicie, od jakiegoś czasu słyszę o czymś co ZUMBĄ się zwie.
Ostatni wynalazek klubów fitness. A że, wiedzieć lubię, więc doświadczalnie
sprawdzić postanowiłam co to takiego. A jak postanowiłam, tak też zrobiłam i do
klubu fitness z moją córką się wybrałam. No i teraz już wiem. To taki rodzaj
areobiku połączony z tańcem o elementach latynoamerykańskich. Generalnie jest
bardzo szybko i bardzo głośno. Świetne na odchudzanie, poprawę kondycję i
rozładowanie stresu. Zumba podobno furorę robi. Mnie jakoś nie powaliła na
kolana. Wolę coś bardziej subtelnego, choćby i taniec brzucha. Ale cóż, każdy
ma swoje upodobania i jak to ktoś kiedyś powiedział: de gustibus non est
disputandum, co się tłumaczy: o gustach się nie dyskutuje, choć niektórzy
twierdzą że, akurat jest całkiem odwrotnie i teraz właśnie tylko o gustach się
dyskutuje. Ja tam nie dyskutuję. Niech każdy ma takie upodobania jakie ma i
dobrze. Cały myk polega na tym by z tymi swoimi gustami do innych się nie pchać
i dać im żyć. I to dziś na tyle. Pozdrawiam.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz