czwartek, 6 marca 2014

Ptasie mądrale w Zaścianku i jeszcze bananowo - jabłkowy duet - 6 marca 2014 rok


 Dawno mnie tu nie było. Bo i zajęć mi nie brakuje. Na świecie zawierucha i gęsia skórka człowiekowi się robi, gdy pomyśli co jeszcze może się zdarzyć. Tymczasem w Zaścianku spokój i życie toczy się swoim torem. Remonty powoli zmierzają ku końcowi i chyba jest nieźle. Mnie jakiś czas temu dopadła wena i postanowiłam skończyć dwie dawno temu rozpoczęte bajki, no i udało się. Może kiedyś je opublikuje. Zaprzyjaźnionym dzieciom bardzo się podobają. Śnieg już zniknął jak wszędzie chyba i wiosnę czuć w powietrzu. Rano budzą nas ptaki wyśpiewujące swoje trele za oknem, a w dzień można usłyszeć skowronka zawieszonego gdzieś wysoko na niebie.
Wczoraj wieczorem pierwszy raz w tym roku słyszałam sowy, a raczej jak twierdzi mój mąż puszczyki. Nie jestem ornitologiem i nie znam się, może i to są puszczyki. Przylatują do Zaścianka odkąd tu jesteśmy, a może jeszcze dłużej. Są piękne. Najczęściej można zobaczyć je o zmierzchu,  kiedy majestatycznie przefruwają z szeroko rozpostartymi skrzydłami. Nie budują gniazd tylko wykorzystują już istniejące, najczęściej skonstruowane przez wszędobylskie sroki. Dwa lata temu osiedliły się na wielkim świerku rosnącym przed oknem naszej sypialni. Wylęgły się trzy młode i mieliśmy okazję obserwować jak dorastają i wylatują z gniazda. Co ciekawe, wcale się nas nie bały i ślicznie pozowały do zdjęć. To bardzo ciekawskie ptaki. Nie raz siadały na gałęziach niedaleko okna i przyglądały się nam wielkimi, okrągłymi oczami. Gdzieś w okolicach maja młode wylatują z gniazda, ale nie odlatują daleko i widujemy je w sadzie. Są bardzo pożyteczne. Polują na gryzonie i krety i super, bo te to potrafią być utrapieniem. Znikają dopiero gdzieś jesienią, ale gdzie odlatują tego nie wiem. I tak to z tymi mądralami jest.
A teraz o czyś innym. Czy lubicie racuchy? No pewnie, kto ich nie lubi. Wczoraj zaserwowałam je mojemu mężowi i muszę powiedzieć, że mlaskaniu nie było końca. A kto, jak kto, ale mój mąż się na tym zna. Muszę się przyznać, że przepis ściągnęłam z telewizji. W wersji oryginalnej były to racuszki bananowe, ale wypróbowałam i wydały mi się jakieś takie mdłe, tym bardziej że podawane są z miodem. I nie byłabym chyba sobą gdybym nie próbowała ich zmodyfikować. Tak wyszły racuszki bananowo-jabłkowe. Uwielbiam proste przepisy, a ten jest bardzo prosty. A oto przepis.

Racuszki Doroty:

Składniki: 3 dojrzałe banany, 3 jabłka, 2 jajka, 1 cukier waniliowy, 1 szklanka mąki, olej, miód.

Banany należy rozgnieść najlepiej widelcem. Obrane ze skórki jabłka ścieramy na grubym tarle. Rozbełtane jajka i pozostałe składniki mieszamy delikatnie razem.  Ot i cała filozofia. No jeszcze trzeba usmażyć na dobrze rozgrzanej patelni. Najlepiej smakują z podgrzanym miodem. Bawcie się dobrze. Smacznego. 

Na koniec jeszcze słowo w sprawie komentarza, tego o Walentynkach. Konstrukcja tytułu tego postu była przeze mnie zamierzona. Tekst w oryginale brzmi: Święty Antoni, Święty Antoni, serce zgubiłam pod miedzą. Tak czy siak, Walenty mi się tu świetnie wkomponował, bo jak Święty Antoni to ten od zguby, to Święty Walenty to ten od serca. Pozdrawiam wszystkich i zapraszam do galerii moich zdjęć. 








Brak komentarzy:

Prześlij komentarz