sobota, 25 stycznia 2014

Z serii: Mieszkańcy Zaścianka czyli oczy pełne wierności - 25 styczeń 2014 rok

Brrrrr… Jak zimno. Właśnie wróciłam ze stodółki, która w części przeznaczona jest na drewutnię. Przywiozłam pełne taczki drzewa i rozpaliłam w piecu. Niestety to jedna z ujemnych stron mieszkania na wsi. Chcesz mieć w domu ciepło napal sobie w piecu. I koniec tematu. Ale nie o tym chciałam wam dzisiaj opowiedzieć. Jak już wcześniej pisałam, w Zaścianku mieszka wiele zwierząt i każde ma jakąś swoją historię. Ani ja ani mój mąż nie prosiliśmy się o nie, same do nas przyszły. Dziś bohaterką będzie suka nazwana przez nas dwojgiem imion: Felicja - Melania, w skrócie Fela - Mela. To znaczy każdy woła na nią według własnego uznania, a ona na każde z tych imion reaguje. Felcia to mieszaniec wilczura o brązowo - czarnym umaszczeniu. Była pierwszym psem w Zaścianku. Przyszła do nas niemal zaraz po tym jak tu zamieszkaliśmy. “Przyszła” to świetne określenie, po prostu któregoś dnia zjawiła się pod bramą, wychudzona i ledwo trzymająca się na nogach. Wyglądała strasznie, była chodzącym szkieletem, kości miednicy i żeber wyraźnie były widoczne pod skórą. Dziś waży prawie trzydzieści pięć kilo, wtedy to było niecałe piętnaście. Pierwszy raz widziałam coś takiego. Wielkie brązowe oczy osadzone w nieproporcjonalnym do reszty zabiedzonego ciała dużym łbie były bardzo smutne i pełne rezygnacji. Zawieźliśmy zwierzę do weterynarza, z małą nadzieją na jego uratowanie. Trudno było postąpić inaczej. Zdychające pod bramą zwierzę to niezbyt ciekawy widok. O dziwo, lekarz uznał, że można spróbować leczenia. Felcia dostała kroplówkę i leki. Zabraliśmy ją do domu. W tym czasie pracowałam w odległym Krakowie i w domu urzędował mąż, który ze staraniem o jakie go nie podejrzewałam zajmował się chorą psiną. A nie było to wcale łatwe. Felcia z początku miała wielkie problemy z żołądkiem. Zwracała wszystkie pokarmy i trzeba było karmić ją często małymi porcjami. Po miesiącu rany na skórze zagoiły się i nabrała ciała. Jednak do dziś ma bardzo delikatny żołądek i trzeba uważać na to co je. Więcej czasu wymagało by stała się ufna i radosna.  Starania mojego męża dały ten efekt, że teraz Felcia darzy go bezwarunkową miłością. I wcale nie przesadzam. Gdy jej pan wraca do domu już półgodziny wcześniej waruje u bramy, a jak już jest w domu nie odstępuje od jego nogi. Parę razy (kiedy uznała, że grozi mężowi niebezpieczeństwo) zdarzyło się, że stanęła w jego obronie. A te maślane oczy kiedy na niego patrzy!  Na szczęście jest bardzo mądra i posłuszna. Reaguje bezbłędnie na każdą komendę. Ma też swoje upodobania. Na przykład uwielbia jeździć samochodem i kopać dziury (no to drugie to dla nas utrapienie). Strasznie śmiesznie to wygląda, gdy stojąc przed bagażnikiem przebiera nogami i znacząco spogląda na drzwi. Ma świetną kondycję. Ścigając się z samochodem bez trudu osiąga prędkość czterdziestu kilometrów na godzinę, pewnie tylko na krótkim dystansie, ale jednak. Panicznie boi się burzy i wszelkich wystrzałów. Wtedy chowa się w swoim ulubionym miejscu za fotelem, albo pod nogami swojego pana. Nie jest już młoda, wydaje się nam, że ma już ponad dziesięć lat, a jak na takiego dużego psa to wiele. Nie wiemy też co przeszła za nim do nas trafiła. Czy uciekła czy też została wyrzucona. Jednak za okazane jej serce odwdzięcza się nam codziennie i chyba jest z nami szczęśliwa. A te fotki, to właśnie Melcia.




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz